wtorek, 2 kwietnia 2013

Tarot - terapia słowem.

Tarot - terapia słowem. Czy każdy może nauczyć się wróżyć?

 Autor:Światło życia



Tarot od setek lat wzbudza w ludziach mieszane uczucia – jedni się go boją, a inni uważają za jeden z najlepszych sposobów, by  poznać odpowiedzi na dręczące ich pytania. Tarot to coś więcej niż  tylko narzędzie dywinacji – moim skromnym zdaniem karty te służyć mogą  równie dobrze do pracy nad sobą,  a także do pracy z ludzką psychiką i  podświadomością. Symbole zawarte na kartach Tarota są czymś więcej niż  tylko kolorowymi obrazkami, dziełami sztuki, grafiką – są niejako  nierozerwalnie połączone z tym, co drzemie w naszych umysłach, dlatego  tak ważna w pracy z nimi jest otwartość i czystość naszego umysłu. Aby  zająć się pracą z nimi, trzeba przede wszystkim uporządkować własne myśli  i uczucia – Tarot wyłapie każdą naszą słabą i mocną stronę.


To, co mogę sama powiedzieć o pracy z Tarotem, to to, że te karty potrafią mówić – tak! Dobrze przeczytaliście. Rozmowa  podświadoma z kartami to jeden z najważniejszych aspektów pracy z nimi.  Czasem mam wrażenie, rozkładając karty, że obrazy i symbole na nich  zawarte zaczynają żyć własnym życiem i opowiadają mi różne historie  dotyczące mnie samej, a także moich klientów. Gdybym miała to opisać  słowami, wygląda to tak, że po rozłożeniu kart nie zwracam już uwagi na  symbolikę i znaczenie każdej poszczególnej karty (jak to ma miejsce na  początku pracy z nimi) – wszystkie karty z danego rozkładu bardzo  szczegółowo i dobitnie mówią mi, co mam powiedzieć bądź napisać  klientowi. Ich przekaz jest jasny i klarowny – są wyjątki, kiedy pytanie  zostało źle zadane, kiedy ja i klient myślimy o czymś innym lub klient  nie jest gotowy jeszcze, by poznać prawdę z jakiegoś powodu. Wtedy  zazwyczaj dostaję od kart jasny sygnał, że to nie jest dobry dzień na  tego typu pytania i w niektórych przypadkach rozkładam karty odnośnie  tego, dlaczego dana osoba nie powinna go zadawać. Kwestie zmęczenia,  stanu emocjonalnego (depresja, nerwica, zbyt duży ładunek negatywnych  emocji itd), brania silnych leków (np. psychotropowych), wypicia napoju  alkoholowego lub spożycia narkotyków też mogą skończyć się blokadą  przekazu kart albo w efekcie zakończyć negatywnym lub zniekształconym  przekazem kart. Nie chcę się zbędnie rozpisywać odnośnie tego tematu, bo  większość tego typu spraw omawiana była już w innym artykule o takiej  tematyce.


Tarot to narzędzie dywinacyjne, ale też poznawcze. Praca z kartami wymaga szacunku, skupienia i gotowości do pracy z nimi. Często zdarza się tak, że Tarot (inne techniki dywinacyjne również, ale  skupmy się na Tarocie) w pewien sposób wybiera nas sam. To, że  zaczynamy się nim interesować, że nam się śni, że coś nas do niego  ciągnie, to jeden z sygnałów, że „wzywa nas” do pracy. Jeśli czujemy się  gotowi, zakupujemy pierwszą talię. Zazwyczaj wybór talii jest intuicyjny  lub też spowodowany poleceniem nam przez kogoś danej talii. Często  lądujemy na stronie sklepu ezoterycznego lub bezpośrednio w takim  sklepie i oglądamy dostępne talie. Wybieramy taką, która nam najbardziej  odpowiada – kierujemy się zazwyczaj tym, co lubimy. Jeśli kogoś  interesują wampiry, to wybiera talię z wampirami, ten, kto lubi koty,  kupuje talię z kotami, a ten co lubi elfy z elfami itd. Na dobry  początek doradzono mi talię Rider’a Waite’a, co z perspektywy czasu  oceniam jako trafny wybór, aczkolwiek bardzo krótko z nim pracowałam i  dziś do niego nie zaglądam – to kwestia gustu. Talii jest na tyle dużo,  że każdy znajdzie coś dla siebie – trzeba tylko uważać, by nie zakupić  talii dla zaawansowanych tarocistów, bo może nie chcieć z nami pracować  intuicyjnie i będzie zalegała na półce – aczkolwiek po upływie jakiegoś  czasu może okazać się przydatna (ja tak miałam z Thothem) i będziesz z  niej korzystał/a np. za dwa-trzy lata.


Kolejnym krokiem ku pracy z kartami jest wybór „lektur” o tejże tematyce lub wybór kursu (bo przecież od czegoś trzeba zacząć). Kursy to opcja droższa – plusem  jest to, że ma się bezpośredni kontakt z wybraną wróżką i można  podpatrzeć niejako jej pracę. Minusem natomiast jest dość duża cena  (300-500zł), a mała ilość zajęć (np. dwa dni po 6-8h na Arkana Duże i  osobny kurs na Arkana Małe; tyle samo godzin nauki i cena bez zmian). Na  kursie nie dowiesz się dużo więcej niż z książek – chyba, że kurs trwa  kilka miesięcy, co jest lepszą opcją, ale rzadką. Książki są opcją  tańszą, bo kosztują w granicach 40-60zł. Treści są podobne, bo spisane  okiem tarocistów bazujących na własnych wieloletnich doświadczeniach –  inna sprawa, że niektóre po latach nadają się już tylko do kosza – ale  na początek wystarczy i to.


Moim sprawdzonym sposobem, który pewnie stosuje wielu początkujących tarocistów, było prowadzenie tarotowego dziennika. Zapisywałam w nim swoje „wizje”  każdej karty, jej symbole, swoje odczucia, emocje, a także interpretacje  karty dnia. Osobny zeszyt prowadziłam na całe rozkłady kart i  wypisywałam swoją interpretację danego odczytu. Zaznaczałam później  wszystko to, co potwierdzało się u klienta. Zanim jednak zabierzemy się  za pracę z obcymi osobami, warto znaleźć znajomych, rodzinę na której w  pewien sposób będziemy praktykowali. Możemy też zacząć od siebie.  Stawianie sobie kart jest możliwe, ale wymaga dużej dyscypliny i pracy  nad sobą, gdyż istnieje ryzyko, że w kartach odczytamy to, co chcemy  podświadomie usłyszeć. Mi na szczęście niejednokrotnie karty pomogły w  podjęciu decyzji lub ostrzegły o pewnych zdarzeniach – do tego celu mam  swoją własną talię, z którą pracuję, choć w razie potrzeby sięgam i po  te, którym kładę klientom – kwestia wprawy.


Istnieje też coś takiego jak bhp pracy z kartami i bhp pracy tarocisty. Każdy zajmujący się kartami ma swoje własne bhp, którego powinien  przestrzegać. Ja np. nie stawiam kart w niedziele i święta. Nie stawiam  kart, gdy jestem zmęczona, smutna lub zdenerwowana i nade wszystko nie  stawiam kart po wypiciu alkoholu (nawet niewielkiej ilości), czy na  "kacu". Te wartości są dla mnie święte i nie podlegają dyskusji. W swojej wieloletniej pracy z kartami nauczyłam się jednego – szacunku do swoich kart i do własnej pracy. Praktykując Tarota, trzeba uważać, aby karty nie dostawały się w  niepowołane ręce. Kart nie należy dawać do wróżenia innym, a zwłaszcza  dzieciom! Osobiście nie mam problemu z pokazaniem komukolwiek swoich  kart – można je dotykać, oglądać – jedyne, czego zabraniam, to tasowania i  stawiania sobie samemu Tarota, używając moich własnych talii. Kolejną  ważną później kwestią są sprawy finansowe. Na początku mojej drogi  poznawania Tarota często stawiałam karty za darmo (dziś, przyznam z bólem,  też czasami to robię w drodze wyjątku), potem stopniowo wprowadzałam  swój własny cennik oparty na ilości czasu, jaki muszę poświęcić na dany  problem, a także na rodzaju usługi (tarotowy portret, układy karmiczne,  horoskopy itp.). Dziś staram się kart nie kłaść za free, gdyż nauczyło  mnie to, że ludzie często to potem wykorzystują, a przecież poświęcam na  to swój czas i swoją energię (nie mówiąc już o innych aspektach).  Osoby, które wykłócają się lub piszą, że „w drodze wyjątku niech Pani  powróży za darmo” odsyłam z kwitkiem. Inną sprawą jest to, że czasami  klient nie potrzebuje kart, by rozwiązać swój problem i często służę mu  pomocą zupełnie za darmo i z uśmiechem na twarzy. Praca  tarocistki/tarocisty jest jak każda inna – pracujemy po kilka, czasem  kilkanaście godzin i zapłata za usługę się należy. Ta sama sprawa tyczy  się zbytniego wpatrywania się w znane osobistości świata ezoteryki –  winniśmy sami odnaleźć swój „sposób” pracy z Tarotem, swoje  interpretacje, a także w miarę upływu czasu próbować własnych autorskich  rozkładów...


W swojej pracy spotkałam się też (zwłaszcza na początku) z różnymi pokusami odnośnie tej pracy. Raz czułam, że mam zmienić cenę na wyższą, drugim razem, że już jestem  gotowa do „ujawnienia się” mimo młodego stażu... To są chyba największe  pokusy pracy w tym zawodzie – trzeba nauczyć się tłumić instynkt  szybkiego i łatwego wzbogacania się kosztem klienta. Pokus jest wiele i  pewnie zawsze będą się pojawiały. Trzeba nie lada dyscypliny i  opanowania, żeby nie dać się omamić dzisiejszym trendom. Trzeba uważać  na wewnętrzne myśli w stylu: „Przecież jestem dobra/y w tym co robię, to  należy mi się więcej...”, „Jestem lepsza/y niż Pani X, więc dlaczego  jej się tak powodzi, a mi nie?” I takich przykładów można podawać bez  końca. Ważne, by być w tym wszystkim sobą i działać w zgodzie z  własnym sumieniem, bo przecież nikt nie zna nas samych lepiej, niż my  sami siebie znamy. Uczmy się panować nad własnymi demonami, a wtedy nikt  i nic nie będzie w stanie złamać naszego kodeksu pracy i podważyć  naszego autorytetu. Nauczmy się, że człowiek jest drugiemu  człowiekowi potrzebny. Zdajmy sobie sprawę, że to, co robimy, odciśnie się  piętnem w naszym lub czyimś życiu.


Uważajmy na słowa, jakie kierujemy do innych. Łatwo dziś powiedzieć, że „jestem nieomylny i najlepszy” i robić sobie  samemu reklamę. Gdy jeszcze robimy to, by połechtać własne ego w zaciszu  domu, to powiedzmy, że jest to jeszcze zdrowa odmiana narcyzmu. Gorzej,  gdy trąbimy o tym na cały regulator, by tylko złowić klienta w sieć,  zgarnąć swoje i pozostawić kogoś samemu sobie. Trzeba ważyć słowa i  trzeba mieć świadomość, że nie ma ludzi nieomylnych. Chyba nie ma na  świecie nikogo, kto mógłby szczerze powiedzieć, że nigdy nie pomylił się  w interpretacji kart. Ja czasem mówię, że „Tarot się nie myli, to ja  mogę pomylić się w swoim odczycie”. Ryzyko zawodowe, z którym musi się  liczyć każdy pracujący w tym zawodzie.


Napisałam na początku, że Tarot może być też swego rodzaju narzędziem do poznawania samego siebie, a także drugiego człowieka. Zawarte w nim symbole i obrazy bardzo często wiele mogą powiedzieć nam o  drugim człowieku – jego słabościach, wadach i jego zaletach.  Przeczytałam wiele książek o Tarocie, a także wiele książek o symbolice  wykorzystywanej na kartach Tarota (mitologia, kultury innych krajów  itd), książek psychologicznych i wszystkie te książki były  potwierdzeniem, że Tarot ma w sobie o wiele więcej tajemnic i zagadek  niż początkowo zakładałam. Znalazłam wiele potwierdzeń na to, że to coś  więcej niż tylko dywinacja. To odzwierciedlenie tego, co drzemie w  naszej duszy, w naszym umyśle. To o wiele bardziej „skomplikowany”  temat, niż mogłoby Ci się wydawać. O pracy z Tarotem jako  narzędziem pracy z ludzką psychiką można by napisać osobną książkę – ale  nie czas to i nie miejsce na tego typu dyskusje.


Ten artykuł napisałam przede wszystkim z myślą o tych, którzy czują powołanie do pracy z Tarotem. Napisałam go, aby pokazać, że w odpowiednich rękach Tarot może okazać  się bardzo pomocny i „user friendly” :) Gdy masz czyste serce, myśli i  szczere intencje, to nawet nóż w Twoich rękach nie będzie narzędziem do  wyrządzenia komukolwiek krzywdy. Czyż nie? Napisałam w tytule o  Tarocie jako o terapii słowem, bo tak to przede wszystkim odczuwam – za  pomocą kart czytam ludzkie losy, pragnienia, dramaty, sukcesy... Tarot codziennie uczy mnie czegoś nowego; uczy, że słowa mają moc i źle  zinterpretowane mogą wywołać chaos i zamieszanie w głowie i w życiu nas  samych, jak i innych. Uczy mnie, że właściwe podejście do kart owocuje  wzajemną współpracą i odwdzięcza się uśmiechniętą buzią klienta, którego  życie zaczęło nabierać z powrotem barw i jednostajnego tempa :) Pozdrawiam wszystkich, którzy tak jak ja codziennie przekonują się, że „terapia słowem” działa więcej dobrego, niż złego.



 Przedrukowano z artelis.pl
     numer seryjny:515b8a8a-c874-44dd-92c4-651d5bef4303               
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz